Ten projekt jedynie w połowie wykorzystuje dopuszczalne wskaźniki zabudowy. Można było wybudować dwa razy więcej, ale w tym wypadku nie liczyła się powierzchnia użytkowa. Ważny był szacunek dla miejsca. Bartłomiej Drabik z pracowni Superhelix zaprojektował intrygujące budynki nawiązujące do lokalnych tradycji.
Domy Karmniki
Lokalizacja: Zakopane
Architekt: Superhelix Pracownia Projektowa – Bartłomiej Drabik
Deweloper: Miejsca
Konstruktor: Barsprojekt
Powierzchnia łączna: 390 m2
Zdjęcia: Bartłomiej Drabik
Domy Karmniki
Koncepcja domów powstawała w trudnym czasie – w okresie pandemii. O projekcie, oryginalnym pomyśle, budowie i kompromisach, które pewnie zmieniły odbiór budynku, ale nie oznaczały wcale nic gorszego, opowiada architekt Bartłomiej Drabik z pracowni Superhelix.
Wszystko zaczęło się z pozoru tak jak zawsze – od telefonu. Zadzwonił klient, z którym udało się zakończyć już kilka inwestycji. Tym razem było jednak jakby trochę inaczej. To opowieść nie tylko o projekcie, ale o czasie w jakim powstał oraz w jaki sposób wpłynął na budowę. Bywa tak, że to co powstaje odbiega w jakimś stopniu od pierwotnych założeń. Nie zawsze jest to coś złego. To normalne i przytrafia się w skomplikowanym, rozłożonym w czasie procesie budowy, na który wpływ ma wiele czynników zewnętrznych. Warto o tym mówić otwarcie, bo to może pomóc projektantom pozbyć się ogromnej presji stworzenia dzieła niepodważalnego i ostatecznego – mówi autor projektu.
To był miesiąc po tym jak uderzył Covid, kwiecień 2020 r. Nastroje w branży nie były najlepsze. Wieścili recesję. Nic nie będzie budowane, mówili. Najgorsza jednak była niepewność. Po prostu nie było wiadomo czego się spodziewać, a do tego jak projektować w czasie kryzysu?
Klient wysłał film. Ziemia w Zakopanem, stolicy polskich gór i to z widokiem na Giewont. Te okolice są szczególne w skali kraju. O działki trudno, a te posiadające walory widokowe są dosłownie na wagę złota. Oczywiście jeżeli w ogóle uda się jakąś kupić. Górale niechętnie je sprzedają, są przywiązani do swojej ziemi. Rzadka, bardzo cenna, wyjątkowa działka, która wymagała specjalnego projektu nawet pomimo covidowego szoku.
Teren, na którym powstały domy posiada duży spadek, granice własności są bardzo nieforemne. To wymusiło lokalizację budynków blisko siebie. W sąsiedztwie panuje bardzo gęsta zabudowa i również tutaj może wydawać się, że jest intensywnie, choć w rzeczywistości projekt tylko w połowie wykorzystuje dopuszczalne parametry wynikające z lokalnych zapisów.
Budynki zostały zaprojektowane w duchu lokalnej tradycji, przy uwzględnieniu czynników górskiego klimatu. Połacie dachu mają bardzo duże nachylenie, to pozwala na szybkie pozbycie się śniegu. Potężne okapy chronią balkony przed deszczem, a wejście i ściany parteru przed zaspami. Zostały one zaprojektowane trochę inaczej niż zazwyczaj. Dzięki podcięciu, zachowują swoją funkcjonalność, ale zajmują mniej miejsca oraz zapewniają lepszy dostęp do światła, szczególnie zimą.
Pokrycie miało być wykonane z gontu drewnianego, materiału silnie związanego z regionem. Stąd wzięła się nazwa budynków, całe drewniane, oderwane od ziemi, przypominały karmniki dla ptaków. Tu jednak pojawiły się pewne trudności. Covid nie odpuszczał a o wykonawców było ciężko jeszcze przed wybuchem pandemii. Niestety, wybrany i jeden z niewielu specjalistów od tego typu pokrycia zmarł. Kolejna firma, która miała wykonać drewniane pokrycie upadła. Jakby tego było mało za wschodnią granicą wybuchła wojna i rynek budowlany w Polsce przeżył kolejny szok. Inwestor zdecydował o zmianie pokrycia. Wybór padł na sprawdzony, trwały i również zakorzeniony w tradycji Zakopanego materiał – blachę na rąbek stojący. Kolor czarny, taki jaki przybiera po kilku latach gont drewniany – kontynuuje projektant.
Zmianie nie uległ parter budynku. Tam znajduje się strefa dzienna, funkcjonalnie najbardziej uzasadniona na tym poziomie. Konieczne było najlepsze wykorzystanie panoramy na tatrzańskie szczyty. W tym celu narożniki budynku zostały całkowicie przeszkolone i aby usunąć słupki lub elementy łączenia szyba została wygięta. Jednocześnie piętro, balkon i okap tworzą zadaszenie tarasu, powiększają strefę dzienną, a granica pomiędzy wnętrzem i zewnętrzem zostaje zatarta. Na pozostałych dwóch kondygnacjach ulokowana została strefa nocna. Łącznie każdy budynek ma 128 m2.
Kiedy poznaliśmy się z inwestorem przed pierwszym projektem usłyszałem, że mogę zaprojektować co chcę, ale bez okien z giętym szkłem. Potem powiedział to jeszcze kilka razy. Po ośmiu latach i kilkunastu wspólnych projektach wreszcie udało mi się go przekonać do tego rozwiązania. Szkoda tyko tego gontu. Może jeszcze kiedyś… tak jak z giętym szkłem – dodaje Bartłomiej Drabik.
My trzymamy kciuki za kolejne inspirujące projekty i równie udaną współpracę!