W rozstrzygniętym 21 lipca konkursie na nową siedzibę oddziału gdańskiego Narodowego Muzeum Morskiego w Łebie zwyciężyła warszawska pracownia plus3-architekci. Zespół w ciągu ostatnich kilku lat z impetem startował w wielu konkursach architektonicznych, również międzynarodowych. Zdobyte w ten sposób doświadczenie zaprocentowało w 2016 roku już trzema zwycięstwami, w tym dwa z nich należą do wyjątkowo prestiżowych: muzeum w Łebie oraz nowa siedziba akademii muzycznej w Bydgoszczy.
Konkurs na opracowanie projektu koncepcyjnego urbanistyczno-architektonicznego budynku dla nowego oddziału Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku – oddziału Muzeum Archeologii Podwodnej i Rybołówstwa Bałtyckiego w Łebie
I Nagroda w konkursie: Plus3 Architekci
Autorzy: arch. Katarzyna Głażewska, arch. Krzysztof Bagiński, stud. arch. Dominika Muras
Zespół: arch. Magdalena Mularzuk, arch. Patryk Rosiński, arch. Robert Łada, arch. Tomasz Marciniak, stud. arch. Maciej Osuch, stud. arch. Piotr Cyranowski, stud. arch. Zygmunt Śliwiński
Rozstrzygnięcie konkursu
na Muzeum Morskie w Łebie
Zwycięski projekt ma szansę stać się nową ikoną Łeby oraz miejscem współtworzenia tożsamości tego regionu. Budynek poprzez swoje rozwiązania architektoniczne i funkcjonalne będzie głęboko zakorzeniony w miejscu i regionie w którym powstanie.
Charakter obiektu określa przede wszystkim frontowa falująca fasada, pokryta giętymi drewnianymi listwami. Bryła może przywodzić na myśl wypłukany przez morskie prądy kawałek drewna. Swym kształtem i lekkim nachyleniem nawiązuje także do kadłubów statków, fal i nadmorskich wydm. Warto także zwrócić uwagę na nietuzinkowe rozwiązanie elewacji bocznych, z których zwieszono okrętowe liny. Będzie to na pewno lokalna atrakcja oraz element animujący fasady. Pomiędzy linami ukryto zewnętrzną klatkę schodową prowadzącą na punkt widokowy na dachu.
Docenionym przez Sąd Konkursowy atutem zwycięskiej pracy jest połączenie komunikacyjne i funkcjonalne, poprzez wewnętrzne foyer budynku, pomiędzy promenadą spacerową przy kanale portowym, a zbiornikiem wodnym Łabędzi Staw. Stworzy to potencjał do rozwoju atrakcyjnych terenów położonych po wschodniej stronie Muzeum.
Wnętrze wystawiennicze co do zasady będzie jednoprzestrzenne, z możliwością podziału na poszczególne części tematyczne. Estetyka i użyte w nim materiały, w dużej części drewno, nawiązują do architektury morskiej.
Do udziału w konkursie zakwalifikowano 19 zespołów. Sąd konkursowy nie przyznał wyróżnień. Drugą nagrodę w konkursie otrzymało konsorcjum Pilch Architekci Sp. z. o. o. oraz Hartuna Sp. z o.o. a trzecią warszawska pracownia 22architekci Sp. z o.o.
Drogi przyjacielu!
Tekst autorski: Plus3 Architekci
Nad ranem dotarłem do kolejnego portu. Wybrzeże Słowińskie, Łeba. Pamiętałem, że niewielki to port, statków i ludzi było tu niegdyś niewiele. Teraz po tylu latach, mam wrażenie, jakby coś się zmieniło i ruszyło naprzód…
Port, do którego zawitałem nie jest teraz pusty. Już podczas cumowania dało się zauważyć mnóstwo ludzi i ruch jakiego tu nigdy nie było. A aleja portowa? To niesamowite co się stało! Wcześniej służyła jedynie połączeniu portu z miastem, jakaś taka wąska, pusta… zupełnie nieprzyjemna, a teraz? Tyle w niej życia!
Postanowiłem koniecznie sprawdzić co sprawiło, że miejsce to tak się zmieniło od mojego ostatniego pobytu. Po zejściu na ląd, kierując się jak zawsze aleją portową wzdłuż kanału, w stronę straganów kupieckich, zauważyłem pewien obiekt, niesamowitej skali, znacznie wyróżniający się na tle tego nadmorskiego, otaczającego go krajobrazu.
Z oddali, bryła swym kształtem przypominała ten samotny statek stojący w opuszczonym porcie w naszym rodzinnym mieście.
Zbliżając się do budynku, zauważyłem przyjemny plac, jakby miejscowe poszerzenie alei, i wielu ludzi oddających się rozmaitym przyjemnościom. Widziałem rodziny z dziećmi na spacerze, turystów, biegaczy, kolonie dzieciaków… Jedni rozmawiali, inni wpatrywali się w dwie świecące główki portu wieńczące nowe falochrony, Nie mogłem się oprzeć, również chciałem być częścią tej scenografii. Postanowiłem usiąść przy porcie.
Moje zainteresowanie wzbudziła północna fasada. Przed surową ścianą ze szlachetnego betonu rozpięte były pionowo liny. Był grube, wytrzymałe, przypominające smagane wiatrem stare konopne liny statków. Lekko drgały nadając masywnej bryle wrażenie ulotności i mocnej przynależności do tego miejsca. Spojrzałem na pokaźne przeszklenie. W środku i na zewnątrz znajdującej się w budynku restauracji ludzie przy stolikach popijali popołudniową kawę. Myślę, że jedli rozmaite dania o smakach charakterystycznych dla tego nadmorskiego regionu. Obserwowali wpływające do portu kutry i jachty. Z tyłu, ukryta za linami znajdowała się zewnętrzna klatka schodowa prowadząca na punkt widokowy na szczycie budynku. Siedząc na dole, zauważyłem tam ludzi patrzących w stronę spokojnego tego dnia morza. Inni obserwowali miasto, spowite wieczorną już wtedy mgłą.
Wnętrze restauracji płynnie łączące się z placem przed boczną i główną elewacją, skierowało moją uwagę w stronę tej drugiej, wydaje mi się najważniejszej części zewnętrznej budynku. Główna elewacja od strony portu, dynamicznie wygięta, przywołała w mojej głowie wiele skojarzeń i wspomnień. Widziałem w niej wiekowy konar wyrzucony na brzeg, wyrzeźbiony i wygładzony przez miesiące jeśli nie lata dryfowania na morzu. Widziałem fale, a wśród nich wyławiający się kadłub potężnego statku.
Frontowa fasada wydała mi się płynnie „wpływać” do przestronnego foyer otwartego z dwóch stron budynku. Wstałem i zachęcony widokiem drzew prześwitujących po drugiej stronie tego przesmyku postanowiłem dowiedzieć się co się tam znajduje. Przeszedłem przez budynek. Kierował mną rysunek posadzki, rozpoczynający się na placu, przechodzący przez budynek i kończący swój bieg widokiem na ukryty wśród zieleni Łabędzi Staw.
Wejście znajdujące się w największym wyżłobieniu w elewacji, skojarzyło mi się z zastygłymi, tworzącymi chwilowy kanion falami. Drzwi otworzyły się przede mną i znalazłem się w szklanym przedsionku. Przeszedłem dalej. Zobaczyłem wielki, otwarty hol, a dalej widok przestronnych sal ekspozycyjnych. Już wiedziałem, że jestem w muzeum. Muzeum Archeologii Podwodnej i Rybołówstwa.
Idąc, dobiegł mnie gwar z restauracji połączonej z holem. Miła pani z recepcji zaproponowała mi przewodnika po wystawach. Zgodziłem się z chęcią i przeszliśmy do części ekspozycyjnej.
Przewodnik poinformował mnie o możliwości swobodnego zwiedzania wystaw, lub nawet osobno konkretnych sal, w tym ekspozycji czasowych. Mówił także, o tym że choć teraźniejsze rozwiązania są tematycznie spójne i trzymające chronologię historyczną to, jeśli przyjadę za lat kilka, ekspozycje i gabloty mogą się zmienić i wzbogacić o nowe zbiory. Zdając się na pracownika muzeum wybraliśmy się proponowaną trasą zwiedzania. Przestrzeń holu i wystaw wydzielona była wysokimi obrotowymi panelami, które mogą być zamykane i dostosowane do potrzeb funkcjonalnych muzeum.
Sale ekspozycyjne były naprawdę przestronne, a widok z holu do wnętrza bardzo zachęcał do wejścia uchylając rąbka tajemnicy o eksponatach.
Po wejściu na teren wystawowy momentalnie dało się wychwycić podział sal na dwie części, ale co ciekawe tylko w parterze. Zanim opowiem Ci o eksponatach, zatrzymam się na chwilę przy elemencie dzielącym dwie części wystaw… Mebel przywodzący na myśl kształt wydmy z Parku Sowińskiego, drewniane panele tworzące razem niezwykłą rzeźbę, z góry ograniczone przez kładkę, z której widać całą przestrzeń wnętrza, o czym przekonałem się później. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że wydma żyje!
Oprócz przygotowanych siedzeń, poszczególne panele wysuwały się i można znaleźć tam naprawdę interesujące interaktywne elementy, jak nauka wiązania węzłów żeglarskich, można też spróbować siły przy symulatorze koła sterowego. Miłe uczucie po tylu latach poczuć w dłoniach opór morskich fal. Świetna sprawa, szczególnie dla dzieci… Muszę przypłynąć tu raz jeszcze i zabrać ze sobą syna. Niektóre z paneli rozsuwały się na boki tworząc przejścia między salami, co daje naprawdę wiele możliwości rozmieszczenia gablot i eksponatów. A skoro o nich mowa…
Pierwsza z sal przenosi nas w czasy słowiańskie, kiedy to żegluga morska i śródlądowa rozwijały się prężnie i dały szanse na rozwój całego regionu. Stojące i wiszące w specjalnych szkieletach łodzie łupkowe naprawdę do dziś robią na mnie wrażenie. Wydobyte z dna rzek i jezior, zrekonstruowane pokazywały jak wysoki poziom szkutnictwa reprezentowali nasi przodkowie.
W drugiej części sali przewodnik pokazał mi najcenniejsze eksponaty archeologii podwodnej, przeróżne elementy pokładów i burt. Ciekawie rozwiązany problem muzeów, gdzie czasem utrudniony jest dostęp do zbiorów, a tu? Każdy muzealny skarb można obejść i obejrzeć z każdej strony z bliska.
Na długości ściany po przeciwnej stronie ścianki-wydmy rozmieszczono dziwne kabiny…
Pan przewodnik zachęcał mnie, żebym tam zajrzał ale nie chciał zdradzić co się tam kryje. Wyobraź sobie, że w tych boksach można było poczuć się tak jak pod pokładem drewnianej łajby, obejrzeć film tematyczny z efektami specjalnymi lub zobaczyć podwodny świat z bliska. Wreszcie przez rozsunięte panele ścianki-wydmy przechodzę do największej sali…
Otwarta przestrzeń i dużo wpadającego światła oraz widok dwóch pięknych kutrów rybackich zaparł mi dech w piersiach! Kutry sprawiały wrażenie zatopionych w specjalnych otworach przykrytych w połowie szkłem, dzięki czemu miałem możliwość z bliska dotknąć legendarną jednostkę rybacką, jak również zejść na poziom i zobaczyć kuter, z perspektywy jakiej w porcie morskim nie uświadczysz. Spodobałoby Ci się tu!
Potem udałem się na następny poziom z którego mogłem podziwiać resztę dużych eksponatów oraz wiele ciekawych gablot i stanowisk interaktywnych.
I wreszcie finałowy widok z najwyższej antresoli! Przestronność muzeum mnie zadziwiła, przemyślane rozmieszczanie antresol pozwoliło mi zajrzeć na pokład kutrów i łodzi słowiańskich z góry. Wisienką na torcie moich dzisiejszych doznań intelektualnych była wystawa czasowa polskich modelarzy statków i łodzi. Piękny widok oglądać dzieła ludzi z prawdziwą pasją.
Przepełniony wrażeniem jakie wywarł na mnie ten budynek, wróciłem by przelać to wszystko na papier i przekazać Ci choć cząstkę tych emocji, których dziś doznałem.
Wiesz dobrze, że mam sentyment do tego miasta i cieszy mnie fakt, że Łeba w końcu ma swój punkt tożsamości, symbol którym ten budynek się stał tchnął więcej życia i dał wiele dobrego mieszkańcom i wszystkim gościom oraz turystom.
Jeśli znajdziesz przyjacielu więcej czasu i wiatr przywieje Cię do Łeby, obowiązkowym punktem Twojej wizyty musi być Muzeum Morskie. Gorąco polecam
Pozdrowienie ze słonecznej Łeby, miasta żywiołów.