Helmut Jahn
Prezentujemy fragment wywiadu Marzeny Mróz z Helmutem Jahn’em – wybitnym amerykańskim architektem niemieckiego pochodzenia, twórcą ponad stu zrealizowanych i znanych na całym świecie budynków, m.in. Sony Center w Berlinie, siedziby Unii Europejskiej w Brukseli, State of Illinois Centre w Chicago czy apartamentowca Cosmopolitan w Warszawie.
MARZENA MRÓZ: Czy architekt – podobnie jak pisarz czy malarz – musi mieć wenę, żeby zacząć tworzyć?
HELMUT JAHN: Tak, zdarza mi się to każdego dnia. Czasami natchnienie przychodzi bardzo szybko, innym razem potrzebuję nieco więcej czasu.
M.M.: Co bywa dla Pana inspiracją?
H.J.: Kiedy dostaję zadanie, jakim jest zaprojektowanie budynku, muszę przeanalizować wszystkie jego aspekty. Nie zawsze staram się stworzyć coś nowego. Raczej czerpię z tego, co powstało w przeszłości i próbuję to ulepszyć. Wykorzystuję nowe metody, ulepszam technologie, poprawiam parametry, które
w międzyczasie stały się ważne, np. energooszczędność budynku.
M.M.: Prawda to czy legenda, że kształt Cosmopolitana narysował Pan w samolocie na serwetce lecąc do Warszawy? Gdzie jest ta serwetka?
H.J.: Musiałbym teraz skłamać. Historia z serwetką to mit, który krąży między wieloma architektami. Ale mam szkice. Kiedy lecę samolotem, często coś rysuję. Czasami projektuję na małych skrawkach papieru, które potem sklejam ze sobą.
Wieżowiec Cosmopolitan w Warszawie. Projekt: Helmut Jahn
M.M.: Jakie wrażenie zrobiła na Panu Warszawa? Jak odebrał Pan to miasto?
H.J.: Nie znałem Warszawy. Wybrałem się w podróż, ponieważ musiałem zobaczyć miejsce, w którym miał powstać projektowany przeze mnie budynek i dowiedzieć się, jakie są wymagania inwestora. Pamiętam, że byłem pod wrażeniem tego, co zobaczyłem. Mógłbym przyrównać Warszawę do byłego Berlina Wschodniego, choć oczywiście wygląda ona dziś dużo bardziej nowocześnie. Nowe budynki są całkiem udane, choć nie nazwałbym ich wybitnymi.
M.M.: Które kondygnacje są, Pana zdaniem, lepsze do mieszkania – niższe czy wyższe?
H.J.: Większość ludzi chce mieszkać na wyższych kondygnacjach. Warto jednak pamiętać, że klienci przy wyborze mieszkania kierują się przede wszystkim lokalizacją. Chcieliby mieszkać w określonym miejscu i dlatego są skłonni do kompromisu. Moim zdaniem mieszkanie położone na wyższych kondygnacjach nie zawsze jest najlepszym wyborem, zwłaszcza w przypadku, gdy w najbliższym sąsiedztwie nie ma innych budynków. W Nowym Jorku wyższe piętra są pożądane, ponieważ na niższych mieszkańcy mają ograniczony widok. Jednak w przypadku Cosmopolitana wygląda to zgoła inaczej: mieszkania na niższych piętrach oferują wspaniałe widoki, których nic nie przesłania.
M.M.: Podobnie jak w Sony Center w Berlinie, gdzie właśnie rozmawiamy.
H.J.: Siedzimy teraz w moim biurze na drugim piętrze, z którego rozciąga się dużo ładniejszy widok niż z dziesiątego. Może i nie widać stąd zbyt wiele nieba, ale za to można zobaczyć to, co dzieje się pod nami. Najlepiej byłoby mieszkać tu na czwartym piętrze, gdzie okna znajdują się nieco ponad linią drzew, ale nadal można łatwo dojrzeć ziemię.
Helmut Jahn
M.M.: Czy trudno było zaprojektować budynek w centrum miasta z burzliwą historią i bardzo eklektyczną zabudową?
H.J.: Nie, wręcz przeciwnie. W Warszawie, miejscu o bogatej przeszłości, które posiada własny charakter i jest miastem z krwi i kości, znalazłem wymarzone warunki do stworzenia nowoczesnego apartamentowca, jakim jest Cosmopolitan. Adres jest prosty: ulica Twarda 4, tuż przy placu Grzybowskim. Zaprojektowanie kształtu budynku w takim miejscu nie zawsze jest prostą sprawą, ale rozwiązania, jakie należy zastosować, są niemal oczywiste. Opracowując plany wieżowców, posługujemy się różnym „językiem” projektowania w zależności od tego, czy budynki te mają powstać w Chicago, Nowym Jorku, czy też w Europie. Wierzymy, że forma budynku może być swego rodzaju manifestem, który przyczynia się do poprawy życia społeczeństwa. I na tym również polega wyjątkowość Cosmopolitana w Warszawie.
M.M.: Czy ma Pan jakieś szczególne wspomnienie, anegdotę związaną z powstawaniem Cosmopolitana?
H.J.: Sądzę, że przełomowym momentem przy tworzeniu Cosmopolitana był telefon od inwestora. Niestety, współpracujące z nami biuro architektoniczne Epstein, chciało przejąć całą kontrolę nad projektem i w ten sposób przypisać sobie wszystkie zasługi. Dlatego nie informowano nas o postępach prac, choć docierały
do nas pogłoski, że podwykonawca zamierza kupić tanie ściany kurtynowe. Na szczęście w tym samym czasie inwestor powiadomił mnie, że przejmuje budowę po firmie, która początkowo zajmowała się projektem. Martwił go stan prac budowlanych i poprosił mnie, abym przyjechał do Warszawy. Tak też zrobiłem i od tamtej pory sprawy przybrały pozytywny obrót. Oczywiście nie oznacza to, że pierwotny projekt był zły, ale warto pamiętać, że prace nad ostatecznym wyglądem budynku trwają tak naprawdę do samego końca. To bardzo ciężka i intensywna robota, należy wszystko ściśle nadzorować, aby efekt końcowy był taki, jaki zamierzyliśmy. Co ciekawe, inwestorzy nie zawsze pałają miłością do architektów, ponieważ postrzegają ich jako maruderów, którzy ciągle coś zmieniają i proponują kosztowne rozwiązania. Jednak dobrzy klienci zdają sobie sprawę z tego, że architekt jest tak naprawdę ich sprzymierzeńcem.
M.M.: Pana projekty słyną z innowacyjności i zaawansowanych technologii. „Archi-neering” – czyli połączenie architektury i inżynierii. Co to oznacza w XXI wieku?
H.J.: Archi-neering to termin, który ukuliśmy wspólnie z Wernerem Sobekiem, który zajmował się inżynierią budowlaną przy powstawaniu Cosmopolitana. Jest to podejście, w którym architekci współpracują ściśle z inżynierami niemal od samego początku projektu, w efekcie czego każdy element budynku sprawuje się lepiej niż w przypadku tradycyjnych metod. Obecnie stało się to już regułą, że budynek może jedynie zyskać na zastosowaniu w nim nowoczesnych rozwiązań technicznych, ale architekt sam sobie z tym nie poradzi. Dlatego w procesie tworzenia bierze udział wielu innych podwykonawców: dostawcy opracowują nowe produkty dostosowane do naszych potrzeb, ściśle współpracujemy z przemysłem szklarskim, a powłoki wielu budynków wykonuje się obecnie z materiałów tekstylnych. Osłony przeciwsłoneczne, które są zainstalowane na zewnątrz budynku Cosmopolitan opracowaliśmy wspólnie z firmą, która wcześniej już je produkowała, ale dla nas musiały być one większe i bardziej przejrzyste. Producent sprostał temu wyzwaniu i obecnie sprzedaje te osłony na cały świat.
M.M.: Czy można powiedzieć, że tworzy Pan współczesną klasykę?
H.J.: Raczej klasyczny modernizm. Warto wspomnieć, że jeszcze w latach 80. i 90. ubiegłego wieku architektura była przedmiotem dialogu, a nawet gorących dyskusji. Organizowano konferencje, sympozja poświęcone zagadnieniom z tej dziedziny. Ale to już przeszłość. Obecnie każdy robi co chce. Coraz większą rolę w procesie projektowania budynków odgrywają komputery, choć moim zdaniem można poddać pod wątpliwość, czy zawsze dobrze się przy tym sprawdzają. Kolejną kwestią jest to, jak budynki się starzeją. Sony Center, w którym właśnie teraz się znajdujemy, jest dziś w lepszym stanie niż tuż po jego ukończeniu – 16 lat temu.
„Dobre budynki są jak wino – im starsze, tym lepsze. Natomiast konstrukcje złe szybko przeistaczają się w ruinę lub po prostu o nich zapominamy.”
M.M. Bardzo podoba mi się Sony Center, ponieważ jest swego rodzaju „miastem w mieście”.
H.J.: Właśnie o to nam chodziło! Dziś Sony Building cieszy się większą popularnością wśród zwiedzających Berlin niż Brama Brandenburska. Kiedy tu przyjeżdżam i nocuję w moim mieszkaniu, słyszę szum fontann, głosy ludzi i nie muszę nawet włączać muzyki, bo jej rolę pełnią odgłosy tętniącego życiem miasta. W Sony Building odbywają się także liczne imprezy i można powiedzieć, że miejsce to kojarzy się ze współczesną formą rozrywki.
M.M.: Jakie zadanie stoją przed architekturą XXI wieku?
H.J.: Musimy sobie poradzić z ogromnym napływem ludności do ośrodków miejskich. Zapotrzebowanie na biurowce nie jest już tak duże, jak na budynki mieszkalne, a w tej dziedzinie jest jeszcze wiele do zrobienia, ponieważ większość mieszkań, nawet tych ze średniej półki, jest marnej jakości. Od ludzi, którzy zajmują się budową takich miejsc wiem, że często muszą oni rozwiązywać przysłowiową „kwadraturę koła”, próbując znaleźć równowagę między kosztem budowy i cenami mieszkań, jakie mogą zaproponować swoim klientom.
M.M.: Prostota formy i wyrazistość – to Pana znaki rozpoznawcze. Czy coś pominęłam?
H.J.: Ludzie chcą wierzyć, że architektura opiera się jedynie na poczuciu estetyki – architekt ma pomysł, swego rodzaju wizję, więc projektuje to, co przyszło mu do głowy. Jednak tak naprawdę nasze zadanie polega na czymś innym – musimy stawić czoła danemu problemowi, przed którym nas postawiono. Dlatego nieustannie wprowadzamy coraz to nowe poprawki, aby wszystko zadziałało tak, jak powinno. Kolejnym ważnym celem architekta jest zaprojektowanie budynku w taki sposób, aby jak najlepiej spełniał on swoje zadanie. Dla mnie jest to nawet ważniejsze od samego wyglądu.
M.M.: Przed Panem projekt budynku idealnego – jaka będzie jego bryła i gdzie on stanie?
H.J.: Cóż, projektowanie budynku nie przypomina gotowania posiłku – to znacznie bardziej skomplikowany proces. Jeśli architekt myśli, że zaprojektował idealny budynek, równie dobrze mógłby już położyć się w grobie. Człowiek może nauczyć się takiego podejścia do swojego zawodu od naukowców, ponieważ wiele z tych rzeczy, o których mówiłem wywodzi się z nauki i praw fizyki. I to właśnie nauka powinna być dla nas najlepszym dowodem na to, że nigdy nie powinniśmy ustawać w dążeniu do czegoś, co jeszcze nie zostało osiągnięte. Naukowiec nigdy nie jest w pełni usatysfakcjonowany ze swoich dokonań i wciąż stara się coś odkryć lub wymyślić. Grupa ludzi, którzy pchają świat do przodu jest stosunkowo niewielka, ale są oni częścią niezwykle ważnego procesu.