„Projekt Dacza to moje marzenie z dzieciństwa na kółkach” – mówi Anna Busch projektantka i właścicielka mobilnego domu. Został własnoręcznie zbudowany z myślą o minimalistach, którzy kochają przyrodę. Tak jak kamper może podróżować tam gdzie Ty, oferując przytulność i komfort prawdziwego mieszkania. Zaparkowany jest obecnie w Austrii nad jeziorem Packer Stausee. Od marca 2021 będzie dostępny pod wynajem.
Projekt Dacza – mobilny dom dla minimalistów
Zespół:
Anna Busch – właściciel, projektant
Jakob Busch – właściciel
Barbara and Andrzej Adamczyk – architekci i współtwórcy
Monika Binkowska – architekt
Zdjęcia: Magda Tracz
Więcej informacji o projekcie: Projekt Dacza | FB | Instagram
Nasze backstory, czyli skąd wzięła się Dacza
Moja rodzina nigdy nie posiadała domku letniskowego zwanego daczą, ale jej PRL-owski odpowiednik – prosta przyczepa kempingowa stała przez wiele lat zaparkowana na działce nieopodal Krakowa.
Jako dziecko razem z Babcią wielokrotnie spędzałam w niej lato, bawiąc się całymi dniami z innymi dziećmi, wspinając się po drzewach i okazjonalnie przesadzając rośliny i krzewy. Działka pozbawiona była wygód, do których jestem dziś przyzwyczajona: prysznic brało się w zimnej wodzie, obiad gotowało się na turystycznej kuchence, a zamiast toalety była drewniana sławojka. Pomimo tych utrudnień pamięć o tym miejscu należy do najmilszych wspomnień mojego dzieciństwa.
Czy było ono bezpośrednią inspiracja do powstania Daczy? Wiem jedynie, że w mojej głowie od lat kiełkował pomysł zbudowania małej chatki gdzieś na łonie natury. Od kiedy skończyłam 18 lat stale się przeprowadzałam, zmieniałam miasta, kraje i uniwersytety, dlatego zrealizowanie tego pomysłu nie było możliwe.
To się zmieniło gdy osiadłam w Austrii i poznałam Jakoba – skrajnego minimalistę, który każdy, nawet najprostszy, zakup taki jak skarpetki czy zestaw talerzy poprzedza nękającym pytaniem “Czy naprawdę tego potrzebujemy?”.
Z połączenia naszych osobowości powstał Projekt Dacza – minimalistyczny dom na kołach.
Proces projektowy
Dom mobilny, by móc poruszać się po drodze, musi spełniać konkretne wytyczne dotyczące wysokości, szerokości, masy i wyposażenia. Jak się później okazało było to dużym wyzwaniem i ograniczeniem projektowym. Konstrukcja musi być stabilna i wytrzymała, by pokonać opory powietrza podczas holowania, a zarazem lekka, by nie przekroczyć dopuszczalnej masy całkowitej 3,5T.
Wpasowanie mojego marzenia do tych wymagań nie było łatwe. Finalnie udało się je zmieścić w 4m wysokości, 2,55m szerokości i 6,30m długości. Na tych 18 metrach kwadratowych stworzyliśmy pokój dzienny z kuchnią, antresolę z miejscem do spania oraz łazienkę z wanną.
Oczywiście projekt nie powstał od razu. Pierwsze podejście powstało we współpracy z Moniką Binkowską, moja koleżanką i architektem. Jednak po konsultacji z moimi rodzicami, architektami, dokonałam zmian wynikających z technicznych ograniczeń.
Jako, że „na jednej Daczy się nie skończy”, razem z Moniką nie wykluczamy powrotu do pierwotnej wersji i stworzenia projektu Daczy 2.0.
Prawdziwych przyjaciół poznaje się przy budowie domu
Kiedy skończyliśmy etap projektowy, chciałam zacząć jak najszybciej. Ale jak budować własnoręcznie dom w innym kraju mając pracę na pełny etat?
Miałam to szczęście, że szef agencji projektowej, w której pracuję dał mi trzy miesiące bezpłatnego urlopu. W moim mniemaniu miały one wystarczyć na wybudowanie domu od podstaw. Co więcej, w mojej wyobraźni inspirowanej pięknymi sesjami na Instagramie, miałam z lekkością i rozwianym włosem stawiać drewniane konstrukcje i malować elewację w towarzystwie uśmiechniętych znajomych. Rzeczywistość zrewidowała moje plany.
Jak można się domyślić, nie skończyło się na trzech miesiącach – budowa trwała prawie rok. Gdyby nie pomoc mojego ojca, który harował ze mną od rana do nocy i nauczył mnie takich podstaw jak choćby korzystanie z ukośnicy, nie dałabym sobie rady. Kiedy mój urlop się skończył i musiałam wrócić do Austrii, koordynację przejęła moja mama, a my z Jakobem dojeżdżaliśmy do Krakowa co drugi weekend.
Zbudowanie domu własnymi rękami daje olbrzymią satysfakcję i dziś, z perspektywy czasu, poleciłabym wszystkim przyszłym posiadaczom mobilnego domku jego własnoręczną budowę. Nie zmienia to faktu, że kiedy nie wszystko szło po mojej myśli, miałam wiele wątpliwości. Myślałam, że porwałam się “z motyką na słońce” i że domku nigdy nie uda się ukończyć.
Sukces zawdzięczam osobom wokół mnie – mojej rodzinie i przyjaciołom, którzy służyli radą, pomocną dłonią i umiejętnościami nawet w najczarniejszych chwilach.
Eco-friendly nie tylko na papierze
Moja mama wychowała mnie w duchu dbałości o środowisko naturalne. Na szkolnych wycieczkach w góry byłam zawsze tą ofiarą losu, która zbierała do plecaka porzucone przez inne dzieci plastikowe butelki z zamiarem poddania ich recyklingowi. W tej kwestii niewiele się zmieniło. Ochrona środowiska jest dla mnie bardzo ważnym tematem do dziś, dlatego jednym z podstawowych założeń naszego projektu, było kierowanie się dobrem środowiska przy doborze materiałów i w procesie projektowym.
W rezultacie, konstrukcja Daczy jest zbudowana w całości z drewna świerkowego, które jest lekkie, ale wytrzymałe. Drewno ma naturalne właściwości izolacyjne i może być z łatwością poddane recyklingowi – w naszym przypadku wszystkie ścinki posłużyły za opał w kominku. Zastosowane przez nas materiały izolacyjne tj. PIR i wełna szklana, nie są wprawdzie produkowane ekologicznie, ale ich niska waga i dobre parametry izolacyjne pozwoliły na stworzenie energooszczędnego domu, który szybko się nagrzewa i utrzymuje ciepło.
Na konstrukcji ekologicznej się nie skończyło. W domku gotujemy na kuchence spirytusowej, a w łazience korzystamy z bezzapachowej toalety zamrażającej. Przy doborze sprzętów takich jak np. lodówka zwracaliśmy szczególną uwagę na ich energooszczędność. Zamontowanie bojlera o pojemności zaledwie 15 litrów przekreśliło szansę na nieekologiczne gorące kąpiele w hektolitrach wody. Dodatkowo zastosowane przez nas ogrzewanie Infrarot jest bardzo wydajne, ponieważ 100% wytwarzanego ciepła oddaje podłodze. Może być też zaprogramowane przy użyciu aplikacji mobilnej.
Plany na przyszłość
Projekt Dacza przejechał z nami już prawie 1000 km z Polski do Austrii i stacjonuje obecnie nad jeziorem Packer Stausee w Styrii. Na wiosnę planujemy przetransportować go w bardziej górskie rejony Austrii środkowej, by stanowił bazę wypadową do wspinaczki, MTB i górskich wędrówek.
Czy Dacza zostanie w Austrii na dłużej? Nie wiemy, ale oboje z Jakobem kochamy Bałkany, więc kto wie, może po przygodach na Zachodzie przyjdzie pora by ruszyć na Wschód.
Nie postanowiliśmy jeszcze w jakim kierunku rozwinie się nasz “Projekt” w przyszłości. Otrzymuję sporo zapytań o możliwość kupna Daczy, dlatego przygotowuję się do zaprojektowania kolejnej wersji. Chciałabym by Dacza 2.0 była o krok dalej w walce o środowisko i funkcjonowała bez podłączenia do sieci dzięki panelom słonecznym i zbiornikowi na wodę opadową.
W międzyczasie, każdy chętny może wynająć Daczę i na własnej skórze przetestować mieszkanie w minimalistycznym domu (więcej informacji znajdziesz tu: www.projekt-datscha.com). Sprawdziliśmy na sobie, że w alpejskim krajobrazie takie doświadczenia smakują najlepiej.
Tekst: Anna Busch